top of page

Słowenia 2017


Tym razem inaczej niż zwykle. Pierwszy wyjazd wakacyjny bez wiernego druha - czyli naszej Toyoty Land Cruiser. Pierwszy od lat wyjazd z zaplanowanymi noclegami pod dachem i kraj może też trochę mniej egzotyczny.

Hmm, można by pomyśleć - nuda. Brzmi jak standardowy wyjazd do Chorwacji i pewnie nic się tu nie wydarzy.
Może tak, a może nie.

Ruszamy w piątek późnym wieczorem. Na początek kierunek Berlin, potem Monachium, przeskok przez Austrię i wreszcie docieramy w okolice Kranjskiej Gory do miejscowości Podkoren. Wszystko już jasne - tym razem wybór padł na Słowenię.

W Podkoren mamy wynajęty dom, tuż przy stoku narciarskim u podnóża majestatycznych gór. Widoki z okna super, cisza, spokój. Trochę szkoda że nie mamy rowerów bo ścieżek tu jest naprawdę mnóstwo. 

W sumie to miejscowi mają temat turystyki opanowany do perfekcji. W zimę ścieżki rowerowe zamieniają się w trasy dla narciarstwa biegowego. Niezliczona ilość wyciągów i tras narciarskich w lato zamienia się w wyciągi dla zwiedzajcych i zjeżdżających wyznaczonymi trasami rowerami górskimi. 

Tuż przy samym stoku jest camping. Stawiasz kampera przy ścieżce rowerowej,  wyciągasz rower i zastanawiasz się gdzie jechać.

Jeśli chodzi o nasz dom, myślę że jest to naprawdę fajne rozwiązanie. Za niezbyt wygórowaną kwotę dostaliśmy w pełni wyposażony dom z oszklonym tarasem i sauną. 
Właścicielkę widzieliśmy tylko raz. Dała nam klucze, skasowała należną kwotę i tyle. Na koniec klucze prosiła zostawić w skrzynce na listy.

09.07 niedziela rano, w planie było Bled z jeziorem i zamkiem ale stwierdziliśmy, że w wolny dzień może być tam spory tłok. Postanowiliśmy, że zaczniemy z grubej rury i ruszymy w góry. Tak się składa, że miałem przygotowany mały ślad pieszy na górę Ciprnik, z której miał się rozpościerać piękny widok na Planicę. Tak to tam gdzie są skocznie narciarskie razem ze słynnym mamutem.

Aby trochę sobie ułatwić, pierwszy odcinek pokonujemy wyciągiem (koszt dla czterech osób dorosłych i dwójki dzieci to 38E). Wzdłuż wyciągu biegła trasa letniego toru saneczkowego - tak długiego jeszcze nie widziałem. Start odbywał się z górnej stacji wyciągu, decyzja zapadła trzeba będzie się tym przejechać. Ale to potem.

Ruszamy w górę. Szybko się zweryfikowała moja wiedza na temat szlaków w Słowenii i stopnia ich trudności. To nie ścieżki jak u nas w Beskidach. Tu naprawdę trzeba się wspinać po bardzo stromych, często skalistych podejściach.  Na szczęście na trasie są pomocne stalowe stopnie i liny. Umordowani docieramy z krótkim postojem w schronisku na szczyt. Widok był dokładnie taki jakiego się spodziewałem. Panorama gór, a w dole mieniące się zielonym tartanem skocznie narciarskie. Przez chwilę było całkiem miło, ale piekielnie wysoka temperatura szybko nas ze szczytu zgoniła. Wczesnym wieczorem docieramy do domu. Wszyscy padają na pysk. Nikt nie spodziewał się takiego startu. Ale po chwili odpoczynku i kilku zimnych piwkach jakoś dało się żyć. Na koniec wizyta w saunie i z nadzieją na niezbyt duże zakwasy ostatnia na dziś 
trasa do łóżka.

10.07. Poniedziałek.

Jedziemy do Bled. Na początek docieramy trochę od tyłu do zamku (dorośli 10E, dzieci 5E). Tu już widać, że to znana atrakcja turystyczna. Dużo ludzi, dużo samochodów, dużo autokarów. Ale wszystko zorganizowane znowu świetnie. Nie ma problemu z parkingiem, a na samym zamku mimo wielu osób nie było jakiegoś wielkiego tłoku.

Podziwiamy widoki na jezioro i słynną wyspę po czym ruszamy do miasta.

Parkujemy nad samym brzegiem jeziora (1h = 2E) i ruszamy na przystań aby słynną gondolą dostać się na wyspę (dorośli 14E, dzieci 7E).

Do kościoła na wyspie nie wchodzimy, znowu trzeba kupić bilet, a jest tak gorąco że nikt nie ma na to ochoty.

11.07 Wtorek

Ruszamy w kierunku miejscowości Bovec malowniczą drogą nr 206. Na początek przełęcz Vrsić, fajny punkt widokowy, a następnie krótki szlak do spektakularnego źródła rzeki Soczy. 

Ruszamy dalej. Znajdujemy fajną miejscówkę nad rzeką na lunch i krótki odpoczynek. Zza gór słychać pomruki zbliżającej się burzy. Czas się zbierać.

Ruszamy z kopyta w kierunku górskiej, płatnej trasy pod Mangart (koszt 5E od samochodu). Trasa jest spektakularna, a widoki zapierają dech w piersiach. Tak przynajmniej jest napisane w przewodniku. My niestety nic nie widzimy bo jesteśmy w środku burzy. Do końca drogi nie docieramy (choć byliśmy bardzo blisko). Niestety groźba obsypujących się na drogę skał│ pomogła nam podjąć jedyną słuszną decyzję i zawracamy. Postanowiliśmy, że nie odpuścimy i wrócimy tu przy bardziej sprzyjającej pogodzie.

Po wyjechaniu z wąskiej dróżki ruszyliśmy przez Włochy w kierunku naszego domu. Po drodze wpadliśmy jeszcze do Planicy zerknąć jak wyglądają skocznie tym razem od dołu.

12.07 środa

Jedziemy w okolicę jeziora Bohinj.  Na samym początku miasteczka Ribcev Laz po lewej stronie znajduje się spory parking, przy którym mieści się między innymi punkt informacji turystycznej. Można tu kupić pakiety biletów na pobliskie atrakcje ze sporym rabatem.  My kupiliśmy największy pakiet, który obejmował wjazd kolejką gondolową na Vogel, lunch, bilet wstępu na wodospad Sawica, rejs stateczkiem wycieczkowym po jeziorze oraz wstęp do kościoła.

Koszt takiego pakietu  to 29E dla doros│ego i 25E dla dzieci.

Z Vogla rozpościera się naprawdę cudny widok, a dodatkowo można wdrapać się na szczyt. My zdecydowaliśmy się wdrapać kawałek w tym kierunku ale za pomocą kolejnego wyciągu (koszt 2E dla doros│ego i 1E dla dzieci w jedną stronę).

Potem krótka przerwa na plaży, rejs stateczkiem, do kościoła dotarliśmy niestety zbyt późno i był zamknięty.

Pakiet co prawda ważny jest przez siedem dni ale odpuściliśmy.

13.07 czwartek

Tak jak postanowiliśmy aby nie odpuszczać widoków z okolic Mangartu podejmujemy drugą próbę.
Tym razem pogoda dopisuje i nie żałujemy tej decyzji - widoki bajka.


W drugiej części dnia ruszamy jeszcze na szlak aby zobaczyć wodospady Martuljskie. Bardzo fajny i nie łatwy szlak ale satysfakcja gwarantowana. Ostatni odcinek to typowa wspinaczka wąskim przesmykiem do samego wodospadu. 

14.07 piątek

Jedziemy zobaczyć słynny wąwóz Vintgar - tu delikatny zawód. Niby ładnie, ale na zdjęciach wygląda lepiej niż w rzeczywistości. No i te tłumy turystów. Postanowiliśmy że nie będziemy wracać tą samą drogą przepychając się wśród setek ludzi. Ruszyliśmy szlakiem okrężnym zahaczając po drodze kościół św Katarzyny, podziwiając z oddali 
zamek Bled dotarliśmy do parkingu. 

Ponieważ to ostatni dzień w naszym domu na północy wracamy wcześniej i ruszamy na podbój trasy saneczkowej. Dla mnie osobiście doznania ekstremalne ale dzieciakom się podobało. 

15.07 sobota

Ruszamy do naszego drugiego lokum. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do malowniczej miejscowoťci Skofja Loka i do Postojnej aby kupić bilety na poniedziałek do jaskini. 

Ok. 16:00 docieramy do miejscowości Povir (okolice Seżany i granicy z Włochami).


 

6.07 niedziela

Zwiedzamy kompleks Jaskiń Szkocjańskich. Potężna jaskinia z podziemną rzeką. Warto zobaczyć choć tanio nie jest. 


 

17.07 poniedziałek

Na poczętek jaskinia Postojna. Sama jaskinia Postojna jest naprawdę obleganą atrakcją turystyczną. Wokół jest sporo parkingów i mnóstwo samochodów, autobusów i ludzi mówiących w każdym języku. 
Mimo to nie ma problemu z miejscem do zaparkowania. Bilet kupuje się na konkretną godzinę a przy wejściu oczekujący dzielą się sami według języka w jakim mówi przewodnik. Można również za niewielką opłatą wypożyczyć zestaw audio po polsku.  Czyli znowu zmysł organizatorski miejscowych daje o sobie znać. 

Widząc największy tłum w grupie angielskiej i najmniejszą grupkę miejscowych dołączyliśmy do tych ostatnich. Język podobny więc nie było problemu. 

Na początku jedzie się kolejką przez kilkanaście minut, potem idzie trasą pieszą i na końcu ponownie wraca kolejką. Całkiem przyjemnie, można robić zdjęcia (oczywiście bez lampy błyskowej) i podziwiać niesamowite nacieki skalne. 

Kolejnym miejscem na dziś jest przyklejony do zbocza góry słynny zamek Predjamski Grad. Podziwiamy go tylko z zewnątrz. 

Następnie ruszamy w poszukiwaniu winnicy z możliwością degustacji wina.
Trafiamy przez zupełny przypadek do świetnej piwniczki, gdzie po degustacji kupujemy kilka butelek bardzo dobrego wina.


Winnic w tym regionie jest bardzo dużo, ale jeśli ktoś chce trafić do profesjonalisty z ogromną pasją i wieloletnim doświadczeniem  to polecam:  Boris & Alen Lisjak Dutovlje 31 www.lisjak.si

18.07. wtorek

Jedziemy zerknąć na słynne wodospady - mały i duży Kozjak. Szlak do wodospadów jest niestety krótki i łatwy, co za tym idzie trzeba się tu spodziewać tłumów. Z parkingiem również może być różnie. Jest jeden dosyć mały i płatny przy drodze - zwykle zapchany. Można tak jak my zjechać w lewo w drogę szutrową (mimo iż stoi zakaz) i po kilkunastu metrach da się auto po lewej stronie postawić. O ile będzie jeszcze miejsce. 

Jak już wodospady zobaczyliśmy to postanowiliśmy podjechać we wskazane nam przez właścicielkę naszego pensjonatu miejsce. Dojeżdża się tu wąską dróżką, która biegnie trochę na uboczu w kierunku granicy z Włochami. W pewnym momencie zjeżdża się w małą dolinkę a przy górskim potoku są świetne miejsca na kąpiel i odpoczynek. Ludzi 
niewiele, sami miejscowi, absolutny brak turystów - super miejsce. 

Na koniec zahaczamy jeszcze o restaurację z pysznym jedzeniem w miejscowości Slap i wąskimi, górskimi  dróżkami docieramy do pensjonatu. 

19.07 środa

Ruszamy na wybrzeże zobaczyć słynny Piran.
Jeśli nie ma się winiety to najlepiej dotrzeć do Piranu od strony Triestu.
Aby wjechać do miasta trzeba zapłacić jak dobrze pamiętam 5E ale nie warto bo i tak znalezienie miejsca parkingowego graniczy z cudem.
Warto natomiast zaparkować na kilkupiętrowym, płatnym parkingu na przedmieściach. Miejsc jest tu naprawdę dużo, a wychodzi się w zasadzie prosto na przystanek bezpłatnego miejskiego autobusu elektrycznego. Można nim dotrzeć do samego centrum. Można również pójść pieszo (to naprawdę jest bardzo blisko). 

Sam Piran na mnie nie zrobił jakiegoś piorunującego wrażenia ale to nie znaczy, że nie warto -  każdy lubi co innego. 

20.07. czwartek

Tym razem ruszamy znowu w kierunku gór. Tam czuję się zdecydowanie lepiej. Na początek docieramy (w ostatnim etapie drogą szutrową) do wąwozu kresowego  Rakov Skocjan, potem ruszyliśmy zobaczyć jezioro którego nie ma. A konkretnie znikające jezioro Cerknickie. Następnie obraliśmy za cel miejscowość Otok która mieści się na okresowej wyspie. Ciekawe doświadczenie. 

Kolejne ciekawe miejsce na liście na dziś to Zamek Sneżnik. Pięknie położony obiekt można zwiedzać w środku ale my poprzestaliśmy na podziwianiu z zewnątrz. 

Jadąc do Sneżnika widzieliśmy kościół na szczycie góry, postanowiliśmy się tam dostać. Zjechaliśmy z asfaltu w kolejną drogę szutrową i próbowaliśmy odnaleźć odpowiedni kierunek. Po drodze przez przypadek trafiliśmy do Jaskini Kriżna. Można ją zwiedzać pływając na pontonach ale bilety niestety trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. 

Trafiamy wreszcie na ścieżkę w kierunku kościoła. Ścieżka okazała się być drogą krzyżową z murowanymi stacjami, a kościół to Sv Kriż. Ścieżka jak większość stroma a temperatura wysysa siły. Mimo to warto tam wejść . 

21.07. piątek

Ostatni dzień w tej części kraju - trzeba go spędzić z przytupem. Ruszamy na świetny ale dosyć trudny szlak o wymownej nazwie Soteska Pekel. Po drodze pięć wodospadów ale również sporo wspinaczki. Polecam dotrzeć powyżej ostatniego wodospadu do małej (niestety zamkniętej) chatki z małym, przytulnym tarasem. Można tam przycupnąć i nabrać sił przed zejściem w dół.

Takie szlaki naprawdę lubię, trochę bardziej wymagające i ludzi praktycznie można było policzyć na palcach jednej ręki. A widoki i klimat niesamowity. Po drodze sporo fajnych miejsc gdzie można usiąść i chłonąć atmosferę. 

22.07 sobota

Ruszamy na podbój stolicy - kierunek Lubljana. 

Do miasta docieramy bardzo szybko, wręcz za szybko bo nasze apartamenty nie były jeszcze gotowe. Ale odebraliśmy klucze i ruszyliśmy w miasto dając Pani sprzątającej odpowiednią ilość czasu.
Z naszego pensjonatu do centrum było tylko jakieś 1300m więc dotarliśmy tam spacerkiem w parę minut.
Zwiedziliśmy stare miasto, wjechaliśmy na zamek, zjedliśmy dobry obiad i pokibicowaliśmy podczas meczu w siatkówkę plażową.
Lubljana to całkiem sympatyczne niezbyt duże miasto, którego główne atrakcje można obejść w jeden dzień.

23.07. niedziela - ruszamy do domu, przebijając się przez korki na granicach, remontach itp. docieramy w nocy do domu. 

I znowu trzeba czekać na kolejny wypad.

bottom of page